Mirek Nikt.

  • Mirek był jednym z wielu tych młodych ludzi, którzy nie poradzili sobie z problemami życiowymi.
    Którym łatwiej było i wygodniej po tamtej stronie za marginesem.
    Tam gdzie nikt od nich niczego nie wymaga, niczego nie muszą zrobić i wygodnie jest tak jak sobie sami zorganizują życie.
    Ale zanim Mirek trafił w to miejsce był
 
takim samym młodym człowiekiem jak każdy. Miał być może takie same szanse, tego jednak nie wiem do końca bo aż tak dobrze go nie znałem.
Mirka pamiętam jako młodego zwykłego chłopaka, zawsze uśmiechniętego o blond włosach i jasnej karnacji.
Po transformacji ustrojowej przyjechał tutaj w poszukiwaniu pracy. Prace były różne. Lepsze, gorsze, ale żadna nie dawała stałego utrzymania, a że Mirek gwiazdą zawodu żadnego nie był to też i nigdzie nie zagrzewał na dłużej miejsca. W tym czasie hotele robotnicze odchodziły w niebyt  i Mirek pozostał bez lokum. W konsekwencji poznał bliżej TO środowisko.
Nie, nie środowisko przestępcze, ale to środowisko które radzi sobie samo. Żyje na obrzeżach naszej rzeczywistości, właśnie tam za marginesem.
Kiedyś w Koźlu było złomowisko.
Jedno z największych w tym regionie za czasów PRL-u. Pozostałość po złomowisku kryła nadal skarby. Albowiem w momencie likwidacji taniej i prościej było masy złomu zasypać ziemią niż wywozić. Plac wyrównano i tak pozostawiono na pastwę losu. A losem byli ludzie ryjący w ziemi w poszukiwaniu co lepszych złomowych kąsków. Ludzie ci nosili wtedy miano „złomiarzy”, „kopaczy”. Ryli więc kopacze w ziemi co to nią kiedyś złom zasypano. I cuda stamtąd wyciągali. Nie było dniówki gorszej żeby na jedzenie i picie nie wystarczyło. A czasem, gdy znaleźli mosiężne cacko to i koparkę trzeba było zaangażować do jego wydobycia. I wtedy zysk szedł w grube tysiące.
Odbiegłem od tematu Mirka.
Mirek został kopaczem. Razem z innymi każdego dnia cokolwiek zdobywał. Ziemia podziurawiona była jak ser szwajcarski. Krajobraz księżycowy, ale gdyby chciał to miejsce do czegoś przyrównać to Klondike na Alasce nadawałoby się w sam raz. Dlaczego? Bo tak jak tam tak i tutaj każdy kopacz miał swoje poletko, swoją dziurę w ziemi. Niektórzy działali do spółki w kilka osób, inni trzymali samodzielnie łapę na swoim.
Mirek też miał swoje takie poletko, dziurę w której każdego dnia wykopywał różne bogactwa i dzięki której mógł przeżyć. To jednak nie dawało mu stałego utrzymania. Mieszkał więc w pustostanach, między innymi w zabudowaniach po dawnym PGR przy wyjeździe na Reńską Wieś.
To tam ostatni raz widziałem go żywego. Wyglądał przez okno na piętrze wraz ze swoją koleżanką, może i dziewczyną? Był uśmiechnięty i pełen werwy życiowej.
I któregoś następnego dnia miasteczko obiegła wiadomość, że na dawnym złomowisku ktoś zginął. To Mirek nie miał szczęścia. Kopiąc kilka metrów pod ziemią nie zwrócił uwagi na osuwającą się ziemię. A że był w swojej dziurze sam to i nikt w porę nie przyszedł mu z pomocą.
Po kilku dniach Mirek został pochowany na komunalnym cmentarzu. W zwykłym grobie. Grób obudowano deskami, które po kilku latach zmurszały. Podobny los spotkał krzyż. Na metalowej tabliczce ledwo widoczne są litery z informacją kto jest tu pochowany. Stan grobu wskazuje, że rzeczywiście Mirek nie miał żadnej rodziny. Nikt do niego nie przychodzi.
Jeżeli przeczytałeś ten felieton to modląc się za zmarłych wspomnij Mirka lat 32, który od 1998r. leży na cmentarzu w Kędzierzynie-Koźlu.
Taki Mirek nikt..
D. 23.10.2016.mirek1
mirek2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *