Dawno, dawno temu, bo jeszcze przed 1900 rokiem w Zakrzowie wydarzyła się ta historia.
Na posesji Marianny i Jana trwała właśnie budowa stodoły w głębi podwórza.
Czasy były surowe i większość prac wykonywano ręcznie. Nie było dźwigów koparek i innych udogodnień budowlanych. Materiał budowlany od drogi przeciągano po podwórzu w kierunku budowanej stodoły końmi. W całym tym zamieszaniu i zgiełku nikt nie zauważył jak nagle
mały 5-cio letni Alfons wplątał się w liny, którymi konie ciągnęły materiał i okrutnie został poturbowany.
Nikt dzisiaj już nie pamięta jakich obrażeń ciała doznał maluch. Jednak na owe czasy były one na tyle poważne, że lekarze z pobliskiego Koźla pokręcili tylko głowami i bezradnie rozłożyli ręce.
Jedyny ratunek był w odległym Wrocławiu i tam też małego Alfonsa przewieziono.
Wysokiej klasy specjaliści z zakresu medycyny oglądali i badali dziecko nie znajdując sposobu zapobieżenia jego niechybnej śmierci.
Marianna zrozpaczona na korytarzu szpitalnym od zmysłów odchodziła.
Aż w końcu jeden z lekarzy rozmowę z nią poważną przeprowadził i poinformował, że nie ma w medycynie ratunku dla dziecka.
Straszna to była wiadomość.
Marianna już wcześniej straciła dwoje dzieci, które od chorób poumierały i świadomość straty kolejnego była dla niej ogromnym ciosem.
– Tu może pomóc już tylko Ten na górze – powiedział doktor unosząc wskazujący palec w górę i spoglądając w sufit korytarza szpitalnego.
I tak Marianna na kolana padła i modły wznosić do Najwyższego zaczęła.
W żarliwej modlitwie obiecała Panu Bogu, że jeśli Alfons przeżyje to ona, Marianna wraz z mężem krzyż na chwałę Pana ufundują.
I Pan Bóg prośby Marianny wysłuchał. I mały Alfons do zdrowia powrócił i żył długo i szczęśliwie.
Po tych wydarzeniach rodzice ufundowali przed swoim obejściem krzyż, który stoi tam do dzisiaj.
Historię tę opowiedziała mi córka Alfonsa, pani Maria.
Na dolnym elemencie znajdziecie datę tego wydarzenia.
Krzyż stoi przy ogrodzeniu posesji.
W murze za nim umieszczono dwie wnęki z rzeźbami.
Nie wiadomo czy zostały one wybudowane razem z krzyżem.
Wiadomo natomiast, że w 1943 roku krzyż był remontowany przez rzemieślników z Polskiej Cerekwi, którzy go wybudowali. Fachowcy szlifując powierzchnie kamienne na mokro kamieniem oczyszczali go z naleciałości i mchu.
Tę sytuację też pamięta pani Marianna gdyż jako mała dziewczynka chlapała się w wodzie, której używali rzemieślnicy.
Krzyż wraz z wnękami i rzeźbami stanowią obecnie ozdobę Zakrzowa.
Są zadbane i kolorowe.
Zapewne zwracały na siebie uwagę od lat, a na pewno w 1935 roku gdy jeden z redaktorów Bilda zrobił im zdjęcie.
O historii tego zdjęcia niestety pani Mariana nic nie wiedziała…
Ładna historia! Ma Pan może ten numer „Bilda”? Chętnie bym poczytał.
https://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/8275/edition/7719/content?ref=desc
Dzięki!