Nie jestem dendrologiem i nie znam się na drzewach. A skoro się nie znam to pewnie nie powinienem się w ich temacie wypowiadać.
Więc się nie wypowiem tylko podzielę z czytelnikami kilkoma swoimi spostrzeżeniami na temat naszego kozielskiego parku.
Z racji posiadania psa od kilku lat praktycznie przynajmniej jeden raz dziennie jestem w parku. Zwłaszcza na odcinku za Budowlanką w kierunku szpitala. Obserwuję drzewa w trakcie spacerów. Nie żebym specjalnie je podglądał, ale trudno nie interesować się drzewem, którego wygląd przyprawia o zgrozę. Mamy w parku w sumie kilka ładnych okazów, wyglądających na zdrowe i kilkadziesiąt drzew w stanie dramatycznym. Z odłamanymi konarami, lub połowami drzewa. Złamany konar o niczym nie świadczy zapewne,
ale jeżeli widzę, że jego wnętrze to jedno wielkie próchno to nachodzi mnie wątpliwość czy reszta drzewa jest zdrowa.
Kilkanaście dni temu sam doświadczyłem emocji związanych z uciekaniem „gdzie oczy poniosą” przed walącym się olbrzymim konarem stanowiącym w sumie połowę drzewa. Konar także był spróchniały wewnątrz.
Na opisanym przeze mnie odcinku parku znajduje się kilka pozostałości po drzewach, ulegających degradacji.
Praktycznie nie ma miesiąca by nie pojawił się kolejny wielki konar lub kolejne przewrócone drzewo.
Porastają je grzyby, mszaki i inne takie stworzenia żerujące na (nie)zdrowej tkance.
Dodatkowym aspektem chorych drzew jest obecność będącej pod ochroną Pachnicy dębowej. To owad o prehistorycznym rodowodzie, który znalazł sobie miejscówkę w naszych drzewach, tyle, że nie w tych zdrowych, a w tych próchniejących. I w pewnym sensie powinniśmy być z tego zadowoleni, bo on byle gdzie nie mieszka. Niestety by go chronić nie możemy usuwać tych zniszczonych/uszkodzonych drzew w których mieszka.
Nie mam nic przeciwko mszakom, hubom, grzybom, Pachnicy i całej tej menażerii.
Zastanawia mnie jednak co będzie za kilka lat gdy drzewom odpadną kolejne konary i kolejne i kolejne. Gdy przewrócą się kolejne drzewa, których stan wskazuje, że chyba nawet nie miały już korzeni?
Nawet nie myślę co będzie gdy matka z dzieckiem w wózku nie będzie widziała gdzie uciekać, o ile w ogóle będzie widziała co oznacza ten dziwny dźwięk (ja akurat wiedziałem, że to odgłos łamiącego się drzewa) i co w takiej sytuacji powinna zrobić.
Nasz kozielski park ma ca 150 lat. Żywotność dębów i innych gatunków jest różna. Nie wiemy jednak dokładnie co jest pod dębami, a chyba niestety nie jest to życiodajna gleba. Czy nie powinniśmy być gotowi na „wymianę” drzew w parku? Czy nie moglibyśmy jej zaplanować na lata? Nie mówię tu o bezmyślnym cięciu, ale jeżeli okaz ma obłamane konary, sypie się z niego próchno a w obrębie kilkudziesięciu metrów nie ma innego drzewa to czy nie powinniśmy już tam sadzić nowych egzemplarzy?
Kilka takich drzew ok. dwudziestoletnich jest już w parku. Same się „posadziły”.
Jedno posadzone ludzką ręką kilka lat temu znajduje się w okolicy dojścia do działek od ul. Konopnickiej.
To oczywiście tylko przemyślenia, ja bowiem na drzewach nie znam się wcale…